Jesteś matką dwójki…
No to chyba dobry przykład daję społeczeństwu …
Ale na pięćset plus powinnaś…
…Zrobić sobie jeszcze jedno… No tak… bardzo chętnie, ale do tego trzeba odpowiedniego partnera. (śmiech)
Ale ja nie o partnerach chciałem. Ja chciałem zapytać o to na ile macierzyństwo spowodowało twoją czteroletnią przerwę. Bo „Dla niewinnych marzycieli” to Twoja pierwsza płyta po długim milczeniu.
Macierzyństwo ma swoje konsekwencje biologiczne. Hormony działają jak narkotyki, a opowieści o tym, że kobiety w czasie ciąży mają gąbki zamiast mózgu, to nie mity a prawda. Sama tego doświadczyłam. Ciąża kompletnie uodparnia cię na sztukę. Pamiętam takie sytuacje. Siedzę wieczorem w domu. Mówię do siebie – no dobra zostałaś już matką, ciężar spadł mi spod serca, to może napiszę jakąś piosenkę. Maleńkie dziecko śpi sobie, ja puk, słuchaweczki na uszy, siadam do klawiszy i chcę napisać nową piosenkę. Przez godzinę próbowałam znaleźć tonację! Puściłam sobie jakąś piosenkę i chciałam złapać jej tonację – niby prosta rzecz. A nagle okazało się, że po prostu nie potrafię. Zanim dawne zdolności wróciły musiało minąć sporo czasu.
Ciąże i porody zablokowały cię twórczo?
Nie wiem czy nazwałabym to zablokowaniem. Po prostu przeniosły w inny świat, a pogodzenie tych dwóch rzeczywistości, czyli bycia matką i bycia kompozytorką i autorką tekstów, było powolnym procesem. I wcale nie prostym.
Przeczysz teraz opowieściom wielu artystek o tym jak to macierzyństwo ubogaca proces twórczy.
Musiałbyś to przeżyć, żeby zrozumieć. Też kiedyś mi się wydawało, że macierzyństwo będzie takim błogosławieństwem dla sztuki. Przy pierwszej ciąży strasznie się cieszyłam, że nareszcie będę miała wolne. Że będę sobie leżała w domu, w łóżku i odpoczywała. Koniec z trasami, koncertami. Będę się rozwijać, poświęcę sporo czasu na pisanie piosenek. I co? Przez pierwsze pięć miesięcy przez cały czas chciało mi się rzygać i tyle z komponowania. Weź sobie wyobraź, że siadasz do pisania i łapie cię grypa żołądkowa. W zasadzie ciąża jest jak grypa żołądkowa. Organizm musi się przystosować do ciała obcego w nim. Trochę chce je wydalić, trochę nie. Jak minął okres, że było mi niedobrze, zaczęłam czuć się ciężka. Hormony mi oszalały, cały czas chciało mi się płakać. Oglądałam „M jak Miłość” i ryczałam.
Brzmisz trochę jak Świetlicki piszący o kacu w „Delikatnie” – „Szalenie delikatny jestem na kacu
To taki stan kiedy byle reklama zmusza do płaczu”.
No bo to trochę tak było (śmiech). W dodatku nagle pojawiła się we mnie pewna dziwna obsesja. Zanim zaszłam w ciążę w ogóle nie myślałam o dzieciach. A potem nagle obsesyjnie wszędzie zaczęłam dzieci widzieć. Wiadomości, programy informacyjne, śniadaniowe – wszędzie dzieci. Po porodzie co naturalnie doszło ich wychowywanie tak zeszło. W sumie cztery lata przerwy.
Za dużo?
Za dużo.
Nie korciło cię wcześniej – uciec na chwilę z domu, zrzucić wszystko na opiekunkę i popisać gdzieś daleko?
Korciło, pewnie. Tylko wiesz jak to jest. Planujemy sobie ucieczki z domu, a w puencie, podczas pierwszego wyjścia na zewnątrz bez dzieci, zaraz dzwonisz do domu i pytasz: - Jak się czują? Ej dlaczego płacze? Co ty mu robisz? Dobra – wracam do domu. I tak to się kończy.
Boisz się powrotu?
Skłamałabym, gdyby powiedziała nie. Nie było mnie długo. Rynek się zmienił. Pojawiły się nowe gwiazdy, muzyka się zmieniła. I wiesz – płyty już nie są tym czym były.
Pytałem o ucieczkę, bo mam wrażenie, że jako artystka, od dłuższego czasu planujesz zerwanie z estetyką popową z którą wszyscy cię kojarzą. Na „Dla naiwnych marzycieli” zmieniłaś producenta.
I znów wracamy do tej samej opowieści. Planuję ucieczki, układam plany, a w efekcie i tak od swojej estetyki się nie uwalniam. Wynika to jednak z faktu, że staram się nie robić niczego na siłę. Pewnie, że czasami planuję – skok w nowy gatunek, nowe aranżacje, ale w finale mimo wszystkich zmian wciąż dominuje moja wrażliwość artystyczna, której zmienić nie mogę. Jeśli moje postrzeganie świata pewnego dnia w naturalny sposób się zmieni, to pewnie zmieni się ta rozpoznawalna część muzyki. Ale teraz jest taka jak była do tej pory. Mój znak rozpoznawczy, dobry pop z moimi tekstami.
Ale twoje teksty właśnie mam wrażenie się zmieniły przez ostatnie lata. Stałaś się bardziej bezpośrednia.
Z każdą płytą zaczęłam sobie pozwalać na więcej – przestałam się chować za różnymi postaciami, podmiotami lirycznymi. Zauważyłam, że od pewnego czasu słuchacze zaczęli odczytywać moje piosenki w kontekście mojego życia.
Dało się to odczuć przy premierze pierwszego singla z „Dla…”. Tuż po tym jak pojawiała się w sieci piosenka „Nieprawda” od razu pojawiły się artykuły – „Ania Dąbrowska rozlicza się z ojcem swoich dzieci”. Wkurza cię to?
Nie. Nawet jeśli kiedyś wkurzało, to przestało. Po pierwsze pisząc o sobie, czy dopuszczając siebie do głosu, dałam ludziom pewne prawo, do doszukiwania się w moich tekstach mnie. Po drugie co chyba bardziej istotne – będąc popularnym nie uciekniesz w dzisiejszym świecie od plotkarskich materiałów. Nie wiem co musiałbym napisać, żeby nie osadzono tego w jakimś kontekście. Z drugiej strony – pisanie rzeczy, które nie zainteresują nikogo, mija się z celem. Trzeba być wyrazistym, trzeba mówić co ma się do powiedzenia, ale warto pamiętać, żeby mówić, śpiewać o tym z sensem. Ja piszę o tym co dotyka mnie, tak się złożyło, że z moimi lękami, moimi przeżyciami w jakimś stopniu utożsamiają się inne kobiety. I wracamy do punktu wyjścia – gdybym nie pisała o sobie, nikogo by to nie interesowało, jakby nikogo to nie interesowało, pewnie nie gadalibyśmy dziś, a ja bym nie wydawało płyt. Trzeba iść na pewien kompromis w tym biznesie – ale warto zachować umiar.
Wybrałaś drogę najtrudniejsza, bo najbardziej ekshibicjonistyczną. Dla przykładu Marysia Peszek poszła w kompletnie inną stronę – zaczynała od siebie, a poszła w bycie socjologiczną obserwatorką.
Marysia jest aktywistką, pisze i śpiewa o tym co nas otacza w kontekście polityczno-społecznym. Chwała jej za to, bo robi to świetnie. Ja się takich wypowiedzi nie podejmuję, nie postrzegam tak radykalnie świata. Potrafię częściej wybaczać otoczeniu i staram się rozumieć. Nie ma we mnie potrzeby walki społeczno-politycznej. W ogóle dzisiejszy świat jak się mu przyglądam, wydaje mi się kompletnie poplątanym miejscem. Z jednej strony walczymy z internetem, z drugiej wszyscy siedzimy w komórkach i na fejsie. Obrażamy się na hejt, ale krzyczymy o wolność słowa. Pomieszanie z poplątaniem.
Ale przecież dziś takie pomieszanie z poplątaniem, to najlepszy plan marketingowy. Wiesz – mówisz jakąś bzdurę, świat się obraża, dementujesz bzdurę, świat obraża się jeszcze bardziej. I nikt nie zauważa, że to część kampanii promocyjnej płyty, filmu itp. Nie korciło cię nigdy wkręcenie się w taką marketingową maszynę?
Ale co ja mogłabym zrobić? Niech pomyślę. Obrażać nie potrafię, to wyszłoby słabo. Mogłabym zasymulować np. wyciek płyty do netu, ale to już tylu zrobiło, że nikogo by nie obeszło.
Mogłabyś dla przykładu sextape nagrać?
O tak! Nagram seks taśmę! Tylko kurde, po co? Może nagram taką taśmę, a wypuszczę ją za dwadzieścia lat.
Lekarstwo na podupadającą karierę?
Dokładnie, jak będę zbliżała się do sześćdziesiątki to wypuszczę sextape. (śmiech). A poważnie to skandali wywołałam strasznie mało. Był jeden - kiedy jakaś Ania Dąbrowska została zatrzymana za posiadanie narkotyków. Leżę rano w łóżku, a tu dzwoni mój manager i krzyczy do słuchawki – włącz telewizor. Natychmiast. Włączam i dowiaduje się, że Ania Dąbrowska, autorka takich przebojów jak „Tego chciałam”, „Charlie, Charlie” została zatrzymana w Łodzi za posiadanie narkotyków. Podczas zatrzymania była pijana. (śmiech). Mama do mnie zadzwoniła. Córko, gdzie ty jesteś! No jak to gdzie, w domu, w Warszawie. Nie ma mnie w Łodzi, to zbieżność nazwisk. Był jeszcze jeden przypadkowy skandal – przy płycie „Ania Movie”. Wycofaliśmy wtedy cały nakład, bo okładka wyszła za ciemna. A co napisały media? Że to plagiaty były i wycofaliśmy płytę, bo nie było zgody na publikację. I takie to były moje największe skandale.
Ale wiesz, że dziś tak to działa. Że chodzi o informację.
Myślę, że wtedy też to tak zadziałało. Że o płycie dowiedzieli się ludzie, którzy nigdy by na nią uwagi nie zwrócili. Ale to nie było celowe. Przypadek. Dziś jednak – to taka największa zmiana na rynku pod moją nieobecność – marketingowo często niestety tak to działa. Działy marketingu i promocji produkują skandale, aby podbić sprzedaż.
Ale ty właśnie jesteś niezwykłym przykładem – jesteś wokalistką, która nie wywołuje skandali, koncentruje się na dobrej muzyce i tekstach i ciągle sprzedajesz dużo płyt – na teraz 250 tysięcy. Zainteresowanie nie znika. Jak to się robi?
Nie wiem – właśnie tego nie wiem. Cieszy mnie to niesłabnące zainteresowanie. Cieszy mnie, że mam swoją publiczność. Kiedyś myślałam, że to się nie może udać, że koncerty bez nowej płyty się nie sprzedadzą. A tu co robimy trasę, wszystko znika na pniu. Kiedyś się zastanawiałam nad tym co jest moją największą siłą i po jakiś długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że to chyba moja prostota. Ja po prostu nikogo nie udaję. Robię to co robię, najlepiej jak potrafię i najszczerzej. I do ludzi to przemawia. Słuchają i zostają. Dla prostoty i szczerości.